Półtora godziny jazdy od Bangkoku znajduje się miasto, które
było kiedyś stolica Tajlandii. Niestety w wyniku wielu wojen i najazdów Birmy
po świetności stolicy zostało dużo ruin...
Można się tam dostać z Bangkoku pociągiem ( najtańsza wersja
jeśli wynegocjujesz możliwość kupna 3 klasy która jest niechętnie sprzedawana
turystom) big busem ibmini vanem. Właśnie ostatnia wersje wybraliśmy i właśnie
ten środek transportu jedzie ok. 90 min.
Można tam znaleźć Wat przy Wacie a właściwie ich ruiny gdzie
prawie wszystkie posagi Buddy zostały przez najemców pozbawione głów.
Ale jest i lezący Budda, który swej głowy nie stracił. Za to
musiał pokazać kto jest większy pewnemu krnąbrnemu bałwochwalcy, który nie chciał
okazać mu pokory i szacunku.
Pokryty on był kiedyś 250 kg złota.
Jedna głowę Buddy schroniła dżungla...
Temperatura w Ayutthaya dochodziła do jakiś horrendalnych wysokości.
Google nam podpowiedział ze było 37 stopni ale chyba w cieniu....to był mega ciężki
dzień, gdyż człowiek się wytapiał...ja nawet przy Chodakowskiej się tak nie pocę!
Potem przekąsiliśmy małe co nieco na targu po drodze do
busa. Tym razem były to kwiaty bakłażana i cukinii, jakieś grzybki i liście smażone
w panierce na głębokim oleju.
Był tez kurczaczek i cola w reklamówce!
Fascynują mnie te ich pomysły na transportowanie jedzenia!
Wszystko bardzo skutecznie można zapakować w woreczek foliowy!
Nawet rybki żywe... no może nie do jedzenia...
Mam małe zaległości co do dawania relacji, ale może jutro uda mi się je nadrobić. Póki
co melduje, że z racji nieludzkich zmian temperatur czyli raz upal za chwile wchodzimy
do lodówki... wszystko podawane z lodem etc... trochę zaniemówiłam... dobrze ze
do Was mogę pisać a nie muszę mówić :-D
dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz