piątek, 31 stycznia 2014

INDI GO

Już za chwilę opuszczamy naszego hosta i jedziemy na lotnisko, dlatego szybko próbuję dopisać kilka słów. Jedziemy do Bhubaneshwar, wszyscy mówią, że to bardzo piękne miejsce, musimy tylko wymyślić jak podzielić i zorganizować nasz czas między tym festiwalem a zwiedzaniem. Kolejne emocje przed nami.

Udało nam się wrócić do tematu moskitiery i tak jak w Polsce byla za 170 zł, podwójna z permentyną, tak tutaj nasz host pomógł nam znależć trochę mniejszą, bez chemikalii ale za 250 rupi czyli 12,50. Mugga środek ściągany przez internet w Polsce kosztuje 25 zł, tutaj mamy tutejszy specyfik ODOSAN za 2,50. Jedyne co nas zaskoczyło to krem nivea z filtrem UV 50, bo maleńka buteleczka była za 15 zł, widać to produkt wyłącznie dla turystów.:-) Tak jak już wspominałam, tutaj mają obecnie zimę, temperatura chyba ze 40 stopni. Muszę sie hosta zapytać,jak to jest, że niektórzy chodzą w czapce, a nam pot leci po plecach. Musimy opracować jakiś patent by móc wrzucać więcej obrazków, póki co albo za słaby internet, albo sprzęty nie chcą do końca współpracować.   Także zapowiadam, że teraz przez kilka dni możemy być poza zasięgiem, ale może złapiemy sieć na tym polu to zaraz spróbujemy się odezwać.
Trzymajcie kciuki, a w Polsce ciągle taki mróz?

Przed nami 1400 km do pokonania, lot będzie trwał 1:50 (prawie jak z Warszawy do Paryża)


Nie mogłam się oprzeć, to chyba najpiękniejsza karta bezpieczeństwa jaką dotychczas widziałam:


fajne ma buty nie?


No to INDI  GO - GO!

transport w Bombaju

Dziś nasz drugi i właściwie ostantni dzień w Bombaju, bo jutro o 11:30 mamy samolot.

Mnóstwo emocji mam pod skórą, tak bardzo sie cieszę, że tutaj jestem, że łzy szczęścia napływają mi do oczu i coś zaciska gardło... niesamowita adrenalina! Jest tak dużo do opowiedzenia, że straciłam pomysł na opowiadanie o naszej podróży. Czy zdawać relację dzienną, czy poruszać tematy, ale dużo tematów się rozwija...każdego dnia dowiadujemy się czegoś nowego, wątek się rozbudowuje.
Tematem wczorajszego dnia miało być rozeznawanie się cenach, ale nasz sprzęt gdzieś to zgubił, nie zapisał bla bla bla... musze zatem uwzględnić te informację dzisiaj.

Bombaj jest bardzo dużym miastem, nie dość, że mieszka tu 20 mln. ludzi to jego powierzchnia to 450 km kwadratowych!
Dlatego przemieszczanie sie po nim zajmuje dużo czasu, bo korki są nawet w nocy! Postanowiliśmy wypróbować prawie wszystkich możliwości przemieszczania się tutaj.
Taxówki- wzieliśmy ją tylko z lotniska, żeby zmieścić się z bagażami ( Tak czy siak i tak wcisnęli nas do tyłu z całym dobytkiem, no bo po co otwierać bagażnik?)
Moto riksze, to kierowcy szatani, potrafia na powiedzmy 3 pasmowej drodze ( Oczywiście brak pasów) zmieścić się w 5, albo 6 obok siebie...



Jeden nam zafundował taką podwózkę, że czułam się jak na rollercasterze w wesołym miasteczku. Wyprzedził wszystkich... może mieli jakieś niepisane zawody? Było ostro, ale dowiózł nas w całości!
takie riksze są tańsze od taksówek na wejście masz już 15 rupi, ale średnio za kurs płaci się od 3-5 zł. Są tańsze od taksówek około 20%.
Jechaliśmy też autobusem miejskim państwowym, tam odcinek 15 min. na stację kolejową kosztował po 10 rupi czyli 50 gr. Najczęściej jednak używaliśmy pociągów, które za 1h podróż do miasta na Colabę kosztują 10 rupi czyli 50 groszy!






Płyneliśmy również statkiem. Wczoraj wybraliśmy się na Elephant Island, ale nie dopłyneliśmy bo statek zrobił kółko i zawrócił, okazało sie ze to miała być tylko taka wycieczka krajoznawcza po zatoce... a promy na tę wyspę pływają tylko do 14:00 . Zatem za wycieczkę pierwszą zapłaciliśmy po 70 rupi ale za wejście na górny pokład trzeba było dopłacić 10 rupi, czyli kombinacje Indyjskie:-)

Dzisiaj na promie dzisiaj spotkaliśmy Polaka Bartka, który był z kolegą Nishont z Dehli. Okazało się, że do wieczora byliśmy razem odkrywając Bombaj.



Nishont zaprowadził nas na kolację na chapati, gdzie na plaży jest mnóstwo restauracji, postanowiliśmy, że wszystkie dania posmakujemy na spółkę, zamówiliśmy 6 dań, próbowaliśmy różnych rzeczy i to była uczta dla zmysłów. Myślę, że tematyce kuchni należy się osobny duży dział. To wszystko co próbowaliśmy wyniosło nas po 100 rupi na głowę czyli 5 zł!

Co oprócz samej uczty było niesamowite w tym spotkaniu, że ten Hindus, traktował nas zupełnie normalnie, nie węszył interesu, nie był fałszywym przewodnikiem, on po prostu chciał pokazać nam swoją kulturę i spędzić z nami fajny czas.

Dodam tylko jeszcze, że w Bombaju jest przeokrutny upał!ufff

środa, 29 stycznia 2014

beeep beeep czyli welcome to Bombaj

Nasz lot z Lufthanzą przebiegał wyjatkowo płynnie. W Monachium mieliśmy tylko 40 min na przesiadkę co było wystarczające na nieśpieszny spacerek do kolejnej bramki. Przyglądaliśmy się czy ktoś z Warszawy z nami się przesiada, ale raczej nie. Niemcy wymyślili sobie coś w rodzaju kabin do spania. Masz pokój z śnieżno- białą pościelą i można sobie wynajać to miejce na godzinkę za 15E, ale w sumie minimum to 2h bo inna płatność nie przejdzie. W naszym samolocie już było trochę bardziej Indyjsko. leciało niemowle indyjskie, stuard był Hindusem i generalnie pasażerowie dużo mniej europejscy. Lunch też już był indyjski.



Trzy miseczki, gorace opakowanie z ciepłym posiłkiem, buła , masełko mango pikels? i czekoladka od lufy. To co bylo gorące to był ryż z warzywami i tofu, i powiem Wam, że już zaczął palić kubki smakowe, a następnie poczułam jak przeczyszcza mi się nos. Monsieur zapobiegawczo nie skończył. W jednym pojemniczku była sałatka, z jednorazowym sosem. Tutaj mi ręka zadrżała, ale te warzywa były myte w Niemczech więc zjadłam, w kolejnej miseczce było coś jak mizeria, całkiem ok, i przepyszny deser...wow. Może nie wyglądał apetycznie ale był waniliowo śmietankowy rozpływający się w ustach mmmm.... potem była masala tee i bez mleka i cukru tez była niezła. W samolocie cały czas coś się działo, coś podawali do picia, oglądaliśmy filmy, mogliśmy śledzić mapę ( to był mój ulubiony program) Kiedy lecieliśmy nad Irakiem, Iranem, Kuwejtem widać było ogromne ogniska... chyba wypalał im się jakiś gaz... wyglądało to imponująco.W końcu wylądowaliśmy i już na lotnisku usłyszeliśmy beeeep beeep!
Od razu wiedzieliśmy, że to nasze miejsce docelowe:-)
Potem ze 3 razy musieliśmy pokazać paszport, oddać wypełniony formularz, strzelili nam fotkę albo coś, przeskanowali bagaże kolejny raz i już po wszystkim.

Poszliśmy wymienić troszkę kasy i kupić bilet prepaid na taxi. Jak wyszliśmy wszyscy jak jeden bóg mieli taksówkę numer 599 ale Monsieur był twardy i po chwili siedzieliśmy wciśnięci z bagażami w niewielkim żółto- czarnym właściwym pojeżdzie.
Pan taksówkarz NO PROBLEM oczywiście nie wiedział gdzie powinien jechać ale skutecznie się dopytywał. Oczywiście zabrał nam nasz kwitek co mogłoby oznaczać, że gdziekolwiek by nas nie wyrzucił i tak ma zapłacone. Mieszkamy blisko lotniska a wykasowali nas 350 rupi czyli jakieś 18 zł - koszt jak w Poznaniu!!!! Ale te prepaid taxi są z założenia drogie, ale nie użera się człowiek na dzień dobry. Suma sumarum dowiózł nas na miejsce jesteśmy w naszym pokoju wykupionym jeszcze w ostatnim momencie przez airbnb nasz host gada po angielsku, ale rozumiem połowę. Jest bardzo gadatliwy. Pokój jest czysty. Na suficie szalony wętylator, jeden komar w łazience.

Tak na szybko o naszych odczuciach po postawieniu pierwszych kroków na ziemi Indyjskiej:
- dużo ludzi
- jest gorąco i pierwsza myśl to to, że mają sztuczne drzewa! a potem załapałam, że tutaj nie ma zimy!
- jest mega głośno
- całkiem interesująco pachnie
- są kwiaty
I nie mogłam spać! Ja, którą zawsze można z łóżkiem przenosić! Nie wiem czy to ze zmęczenia, podniecenia, hałasu czy gorąca...

Wynurzamy się z pokoju i ruszamy w miasto.
Wieczorem c.d.n.






wtorek, 28 stycznia 2014

3-2-1-0 STAAAART

Od dzisiaj zaczyna się nasz podróż.
Wyruszyliśmy dziś o 16:00 Polskim Busem, tutaj muszę zaznaczyć, że jestem mega dumna, gdyż w ramach naszej lowcostowej wyprawy udało mi się złapać bilety za złotówkę, to wraz z opłatą rezerwacyjną na trasie Poznań- Warszawa pojechaliśmy za 3 złote!:-)



Dziś mamy już reisefieber. Od rana pakowanie plecaków, ostatnie kserowanie wiz i paszportów.
Gdyby ktoś mnie zapytał co mamy  w plecaku to:
- dużo płynu antybakteryjnego
- dużo chusteczek wilgotnych dziecięcych
- kłódki

- wilgotny papier toaletowy?!
- kawałek węża ogrodowego
- mini pudełko z nićmi i igłą - z Hotelu Mercury;)
- scyzoryk
- plastry na odciski
- papier toaletowy
- Mugga na komary
- sznurek
- zapalniczka
- karty do gry
- aparat fotograficzny i gopro, żebyście mieli co oglądać;-)
- trochę słodkości, żeby podzielić się z Indyjczykami ( okazuje się, że to nielada wyzwanie, żeby znaleźć coś co nie ma jajek w środku, bo można trafić na wegan;-/ także pierniki katrzynki, wafelki grześki i czekolady jadą z nami)


Suma sumarum dużo bardzo przydatnych rzeczy a bardzo mało ciuchów!!! i prawie żadnych kosmetyków;-/



Zima za oknem na całego, a my musimy dostać się na lotnisko bez kurtek, czapek i kozaków brrrr!

Trzymajcie kciuki!

NO TO LET'S GO!

niedziela, 26 stycznia 2014

Przygotowania trwają, czyli uważaj na SCAMS

Kolejny dzień zbliża nas do godziny zero.

Monsieur przeczesuje internet i zdobywa wiedzę, w jaki sposób najłatwiej się poruszać po miastach w Indiach. Najbardziej popularnym środkiem transportu są oczywiście taxówki i riksze, rzadko kiedy piszą o poruszaniu się busami miejskimi czy metrem. Na stronach tourist office można znależć ostrzeżenia, żeby uważać na oszustów.
- obwoża cię po mieście,
- nie chcą zawieżć cię do zarezerwowanego hotelu, a wysadzają cię pod pseudo hotelem kuzyna, który oczywiście ma wolne miejsca ( jeśli jest druga w nocy, padasz na mordę to się godzisz, a on oczywiście ma za Twoją głowę prowizję)
- zawożą cię po różnych "zaprzyjażnionych" sklepach, zakładach produkcyjnych, restauracjach...
- podjeżdzają na stację beznzynową i mówią, że nie mają kasy na zatankowanie
- licznik nabija szybciej niż powinien, albo w ogóle nie działa etc...

Jednak wszędzie podczas podróżowania możesz spotkać oszustów. To nie jest tylko indyjski sposób na życie. Za to w Indiach łatwo ich zdemaskować, bo to ci ludzie, którzy podbiegają, chcą Ci pomóc i zagadują w stylu : What's your name?
Wówczas odpowiem:
Mam na imię Ania, od trzech lat mieszkam w Indiach, ale wpadłam do Bombaju odwiedzić koleżankę ze studiów. Czeka na mnie pod tym adresem.

Dużo się naczytaliśmy, zobaczymy jak będzie w praktyce.

W kwestiach praktycznych natomiast oglądam edukacyjne filmy:



czwartek, 23 stycznia 2014

za 6 dni BOMBAJ!!!

Zegar odlicza sobie czas tak jak zazwyczaj...ani szybciej, ani wolniej... Trudno mi okraslić czy te dni galopują czy się dłużą. Chyba raczej to pierwsze, na nic nie ma czasu, a tyle rzeczy jeszcze do ogarnięcia...Póki co jeszcze pracuję,choruję, pracuję  a Monsieur próbuje trochę zorganizować naszą podróż.

Co się zmieniło przez tych kilka dni?
1. Udało mi się doprowadzić moje przeziębienie do takiego stanu, że suma sumarum dostałam dwa brakujące szczepienia w sanepidzie i jestem lżejsza o 308 zł !!! (jedno jest wyjątkowo bolące- chyba to droższe;-)

2. Nasz Bombajski gospodarz Sugar zdązył anulować naszą rezerwację pokoju przez airbnb, podobno sąsiadom przestały się podobać te ciągłe wędrówki ludów i go podkablowali...
W każdym bądż razie póki co nie mamy miejscówki do spania. Mamy tylko kilka adresów poleconych na forach, a że oni nie mają opcji rezerwacji online to coś czuję, że o 1:30 w nocy staniemy u nich w drzwiach licząc że nas przygarną.

3. Znalazłam fascynujący blog i się w nim zaczytuję http://rajscy.blogspot.com/
Małżeństwo, które po zbudowaniu domu, urodzeniu syna i zasadzeniu drzewa, ruszyło w świat i ładnych kilka lat spędzili na przykład w Bombaju. Sam blog to skarbnica wiedzy i rad dla wybierających się tam ludzi. Takie zdroworozsądkowe podejście do życia, kultury, super po prostu polecam!

zatem już za chwilę BOMBAJ...
Wyobrażcie sobie, że tam żyje 20 milionów ludzi! to przecież połowa zaludnienia Polski! kosmos!
Oczywiście to kolebka filmów Boliwood. Sprawdziliśmy, że jakaś firma proponuje Boliwood Trip 6 godzin za kosmiczną kasę bo chyba 100 E.

Skoro już tam będziemy to fajnie byłoby to zobaczyć z bliska... jak oni pracują, jak błyszczą, jak gwiazdują...i o co w tym wszystkim chodzi.
Podobno sami agenci wyławiają "białasów" na colabie. Szkoda, że nie mam już długich włosów... wtedy miałabym duuuuże szanse. Jednak jestem o krok dalej, bo dzieki uprzejmości pani Ewy z bloga o którym wspominałam wyżej mam na mailu całą listę namiarów na agentów z informacją z kim warto, a z kim nie.
Stawka dla turysty z łapanki to zazwyczaj 500 rupi za 12h pracy jako statysta.( to jest jakieś 26 zł.) przy dobrych wiatrach można załapać się za podwójną stawkę.

Bardzo mnie kusi, a jednak będziemy tam tylko 2 dni więc trochę szkoda tracić cały jeden dzień na czekanie...zobaczymy co się wydarzy!

A tak dla ocieplenia atmosfery u nas za oknem -12 i chyba temperatura jeszcze spada, a jak wylądujemy 29.01 przywita nas taka temperatura:



sobota, 18 stycznia 2014

11 dni do wylotu!


Przeczesywałam wczoraj interenet i znalazłam piękną myśl:

„Oto Indie! Kraj marzeń i romantycznych wzruszeń, bajecznego bogactwa i niewiarygodnej nędzy, wspaniałości i bladych promyków nadziei, pałaców i lepianek, karłów i gigantów, kobr i słoni, kraj stu narodów i stu języków, tysiąca religii i dwóch milionów bogów, jedyny kraj, który wszyscy pragną ujrzeć, a raz ujrzawszy, choćby tylko przelotnie, nie zechcą oddać ujrzanego obrazu za wszystkie widoki świata razem wzięte.” (Mark Twain)


Poza tym to przygotowania nabierają tempa, a coraz to nowe niespodzianki.

Mamy juz wizę! Póki co jeszcze nie w rękach, ale czeka na odbiór z ambasady.
Nie zdążyłam Wam napisać, że ze staraniami o wizę to też nie ma to tamto i troche wysiłku trzeba włożyć.
Należy wypełnić formularz online, 4 stronnice po angielsku, gdzie wypytują o wszystkie możliwe dane oraz np czy twoi rodzice albo dziadkowie mieli coś wspólnego z Pakistańczykami.Trzeba bardzo skrupulatnie wypełnić wszystkie okienka, bo jak nie to mogą wniosek odrzucić.Po trzech podejściach udało nam się! Potrzebna jeszcze fotka, kopia biletu, oraz kwota 232 zł i można komplet dokumentów składać. Trochę stresu i po 5-7 dniach wiza jest gotowa do odbioru.

Zła wiadomość to to, że nie dostałam szczepień. Muszę się wykurować do wtorku i mam jeszcze jedne podejście...choć już i tak dość póżno.

Dzisiaj dostaliśmy maila z zapytaniem, czy moglibyśmy poprowadzić warsztaty na festiwalu, tak godzinkę dziennie...:) nie wiem skąd Monsieur to wiedział, ale cały czas powtarzał, że zostaniemy o to poproszeni!
Bagatela dla 50- 80 osób!
Może powinnam nauczyć ich jakiejś prostej piosenki ludowej? TO BĘDZIE MOC!!!


Fotka z galerii teatru, póżniej już tylko będa nasze:)

czwartek, 16 stycznia 2014

Nocleg w Bombaju

Przylatujemy do Bombaju w nocy. Jak się okazuje spanie w tym mieście nie należy do najtańszych. Nawet w Dehli są niższe ceny za fajniejszy standard.

Właśnie wczoraj pojawiła się promocja na airbnb.com, dla nowych użytkowników. Pierwszą noc jest za free przy zarezerwowaniu min. 2 nocy.
Monsieur już rezerwował kiedyś mieszkanie w Paryżu, system sprawdził się super, dlatego założyliśmy konto na moje nazwisko i już znależliśmy odpowiedniego gospodarza.

Mieszkanko jest położone w dzielnicy COLABA, podobno to najfajniejsza (czytaj najbogatsza) część Bombaju. Zbudowana w stylu kolonialnym, gdzie łagodnie doświadczasz szoku kulturalnego. Wyglada na dość dobrze skomunikowaną część Bombaju z resztą interesujących miejsc.


Nasz gospodarz ma na imię Sugar, a takiego mieszkania się spodziewamy:



Z hotelami różnie bywa, czasami zdjęcia na booking.com są fikcyjne. Natomiast informacja, że hotel posiada wifi nie jest jednoznaczna z tym, że to wifi działa!!!
Wiele niespodzianek przed nami.

Dziś mam szczepienia, a zaczyna tarmosić mnie jaki wirus! mam nadzieję, że dadzą mi te zastrzyki, jeśli nie to mało zabawnie, bo odporność nabywa się po 2 tygodniach!!! a czas leci!


poniedziałek, 13 stycznia 2014

auć to boli...czyli trochę o szczepieniach

Tematem dzisiejszego dnia będą szczepienia.

Generalnie nie ma obowiązku wykonywania jakichkolwiek szczepień wybierając się do Indii, zalecanych jest jednak sporo...

Jakiś czas temu spotkałam się z panią doktor medycyny podróży i ustaliliśmy 3 warianty szczepień: minimum, optimum i maksimum. Stanęło na wersji złotego środka.

postanowiłam zaszczepić się na:
- WZW A i B
- przypominająca szczepionka na błonnicę, tężec, polio
- oraz przeciwko durowi brzusznemu



Dzisiaj z sanepidu wrócił Monsieur z uzupełnioną "żółtą książeczką" i lżejszy o 508 zł!!! plus pierwsze spotkane 210 zł...
Oczywiście trzecia dawka WZW za pół roku, ale te koszty nie wliczją się już w koszty podrózy no nie?:)

Teraz zaczęłam się zastanawiać co bardziej boli, szczepienie czy wydanie tej kasy!?

Jedynym pocieszeniem jest to, że ten wydatek to już jest na całe życie, albo ewentualnie na jakieś 10 lat.



niedziela, 12 stycznia 2014

Mana manaaa!!! papara para!

Dziś dzień wielkiego sukcesu. Monsieur spróbował  zalogować się po raz 26 i 27 i się udało:)





Teraz już możemy kupować bilety na pociągi!:)
Pierwszy bilet na trasie Bhubaneswar- Varanasi na 7.02.2014 już zakupiony. 26 dni przed podróżą a my jesteśmy na liście oczekujących z pozycją numer 8. Czyli generalnie raczej pojedziemy:))

Koszt podróży to 3400 rupi  za 2 osoby czyli ok. 166 zł. Pokonamy wg. google maps 914km., a czasowo zajmie nam to 19h !!!! dlatego wybraliśmy trochę lepszą klasę AC2 z miejscami do spania.
Mamy już z grubsza zarysowany plan podróży, kolejne odcinki będą już znacznie krótsze, dlatego będziemy mogli wybrać miejsca siedzące. Już się nie mogę doczekać podróży tymi pociągami, to będzie dopiero doświadczenie!!!

A to plan naszej wyprawy :


No cóż...GOA next time:-(

sobota, 11 stycznia 2014

ahoj przygodo - czyli rezerwacja pociągów

Nasz plan podróży powoli się krystalizuje. 
Zatem 29.01 lecimy do Bombaju, a już 1.02.2014 przemieszczamy się liniami INDIGO do Bhubaneswar. Mamy do pokonania 1685 km, czyli właściwie całą szerokość Indii.
To właśnie tam jest magiczna wioska teatralna NATYA CHETANA

Gdyby ktoś miał ochotę zobaczy o czym w ogóle mowa, to to jest link do ich stronki http://www.natyachetana.org/home.html

Ze wschodniej części Indii postanowiliśmy wydostać się już  drogą kolejową. Podobno kto nie jechał ich pociągami nie był w Indiach:-)
Ponieważ jest to najpopularniejszy środek transportu w Indiach bilety trzeba kupować z dużym wyprzedzeniem.
Postanowiliśmy zrobić rezerwację już teraz. 

Najpierw należy założyć sobie konto na IRCTC czyli takie nasze pkp. 
Oczywiście jeśli nie masz indyjskiego numeru telefonu komórkowego to trzeba do nich napisać maila i przysyłają wygenerowany kod.
Udało się,  konto założone. Okazuje się jednak, że nie można dokonać tam płatności żadną kartą europejską w grę wchodzą tylko indyjskie, ewentualnie AMEX, ale jak wyczytaliśmy na innych forach i tak nie działa!
Co zatem można zrobić?

Trzeba założyć konto na makemytrip.com, albo cleartrip.com ( są to pośrednicy, którzy pobierając niewielką opłatę umożliwiają zakup biletów wszelkiej maści a nawet hoteli).
Monsieur konto założył. Następnie trzeba te dwa konta zsynchronizować... 
I tak od trzech dni po wymianie 25 maili z obywatelami indyjskimi pracującymi w biurze obsługi klienta, nadal nie udało nam się tego zrobić!!!
Masakra... no jak można przysłać kod który ma 8 cyfr jak wchodzi tylko 5? shit.

Próbujemy przez znajomych nawiązać kontakt z jakimś indyjczykiem który użyczy nam swojego numeru telefonu a następnie prześle nam kod. 

Ciekawe czy nam się uda!

Jeśli nie, pozostaje przygoda w tourist office na miejscu, bez gwarancji że będą jeszcze miejsca.
Ewentualnie pojedziemy na gapę podobno nie wzywają policji;)



czwartek, 9 stycznia 2014

To jeśli nie teraz, to kiedy?

Już od chyba 3 lat codzienne zaglądam na strony mojego ulubionego portalu informacyjnego fly4free.pl , czasami tylko po to, żeby popodróżować "palcem po mapie", albo podenerwować pracujących przyjaciół jakąś super ofertą z wylotem za 2 dni.

Ustalamy termin:  grudzień? nie może druga połowa lutego...ok.
Termin płynny, bo mojemu towarzyszowi podróży skończył się paszport.

Obserwuje fly4free.pl... są promocje Qatar Airlines Warszawa- Dehli- Warszawa 1873 zł ( odrobina luksusu ...lot z najlepszymi liniami na świecie... mmm kuszące, bach po promocji, nie kupiliśmy...

Po drodze jakaś promocja KLM, w grudniu  Emirats z super promocją do Indii z Kijowa: ok. 1300zł, trzeba się tylko dostać do Kijowa. Trwa szalona środa z Lotem, dolot za 190 zł, ale ciężko skleić promocję z naszymi datami...kalkulujemy czas podróży i zmęczenie... odpada.

Odnawiamy kontakt z indyjską ekipą teatralną którą poznaliśmy w Belgii- piszą: Przyjeżdzajcie, mamy festiwal 2-6.02.2014. Tylko, że z Dehli trzeba wybrać się pociągiem i zajmie to wam w najlepszym wypadku 24h, samolotem 2h ale 4 razy drożej niż pociąg. 
Super! tam spodziewamy się spotkać prawdziwe Indie, zmieniamy termin i wyszukujemy połączeń.

W święta Bożego Narodzenia planujemy zakupić bilety. Ustaliliśmy że będzie to multicity lecimy do Bombaju wracamy z Dehli. Pada na Lufthanse. Ucieka nam fajna promocja na wylot i przylot z Poznania, ale to nic wylatujemy ze stolicy wracamy do Poznania.

Bilet rezerwujemy przez flipo.pl  01.01.2014
wybieramy płatność przez transferuj.pl nie chce przejść, kombinujemy, zakładamy konto za które kasują nas 10 zł, nie przechodzi, okazuje się że w ogóle nie potrzbne było to logowanie.
Karta kredytowa nie działa... słabe to trochę jak już podasz na stronce wszytskie swoje dane i nie wiadomo co się dziej.

Piszemy maila do Filipo, oddzwaniają...Bardzo miły Pan podpowiada mi jak obejść problem ich systemu. Ok poszło wszytko ok.
Zatem mamy bilety!!!

Urodziny!

Narodziny bloga:-)
Trzeba by to jakoś uczcić! takie rzeczy nie dzieją się codziennie:) 

Kochani, blog jest stworzony dla mnie jako forma pamiętnika i dla Was, żebyście wiedzieli w którym momencie realizacji tego marzenia jesteśmy.
Chciałabym umiescić tutaj relację od punktu zero- czyli tzw. wiem, że nic nie wiem.

Odkąd pamiętam chciałam pojechać do Indii. Marzenie to było dla mnie tak nierealne jak osiągnięcie rozmiaru 36. 
Nie wiem dlaczego to właśnie Indie mnie tak pociągają, a nie USA, Brazylia czy Filipiny... 
Wiem natomiast czego od tego kraju oczekuje: innej kultury, kolorów, smaków, zapachów (już wiem, że zmysł węchu wyprawę zapamięta na zawsze:), potrzebuję czegoś co jest totalnie nieeuropejskie, niepoukładane, chcę zobaczyć, że ludzie mogą mieć inne priorytety i wartości. Chcę doświadczyć, co jest dla nich ważne, a co nie. Mam nadzieję, że uda mi się zrozumieć dlaczego śmierć to nie jest koniec świata. Chcę posmakować życia podanego na ich dłoniach.

Od przyjaciółki na urodziny dostaję książkę "Lalki w ogniu. Opowieści z Indii"  Pauliny Wilk. Mamy zatem punkt zaczepienia. Bardzo fajna książka, czytana przeze mnie z niedowierzaniem, smakowana niczym deser, którego smaku jeszcze nie mogę rozpoznać...uczucie jak w "dark restaurant".
Czasami trochę denerwujące metaforyczne opisy, kiedy chce się więcej faktów, z myślą, że tą bitą śmietanę sami sobie ubijemy,  a jednak gorąco polecam.
Ta książka obaliła moją wizję turysty jako "świętej krowy". Słysząłm opowieści, że jak "biały" usiądzie w jakiejś restauracji to od razu podnosi jej standard. Okazuje się to wielką bzdurą! Na turystę w Indiach patrzy się jak na chodzący bankomat, a poza tym to jakiegoś większego poważania nie ma.

Powiedziąło się "A" trzeba zatem powiedzieć : No to let's GO!