poniedziałek, 9 marca 2015

Niedziela w Kambodży

Nasz pobyt w Tajlandii połączyliśmy z szybkim wyskokiem do Kambodży. W ogóle okazuje się, że Tajlandia to świetne miejsce do wypadów do Laos, Birmy, Wietnamu czy Malezji... tylko trochę czasu brak na takie wyskoki.

Ja jednak uparłam się na Angkor Wat...trudno być tak blisko i tego cudu nie zobaczyć... do Kambodży można dostać się na kilka sposobów: pociągiem do granicy potem przejść pieszo i łapać jakiś kambodżański busa lub taksówkę. Na taki wypad trzeba przeznaczyć dwa dni podroży. Można tez wybrać minivan ale przez granicę tak trzeba przejść osobiście i osobiście wystać swoja wizę która kosztuje 30 $.

Oczywiście na granicy próbują wszelkich możliwości wyłudzenia kasy, zazwyczaj im się to udaje. Na lotnisku procedura ta jest chyba najprostsza... wypisujesz chyba z 5 kwitków, przechodzisz przez kontrole epidemiologiczna gdzie pan z kamerą termiczną może wyłapać słabsze i chore jednostki...Ja z moim kaszelkiem przeszłam ufff...

Następnie ustawiasz się w kolejkę po wizę i jak już zapłacisz to twój paszport maszeruje przez szereg pracowników jak w manufakturze...

Jeden coś stempluje, drugi wydziera karteczkę, trzeci przykleja...I tak ostatecznie masz wizę i możesz opuścić lotnisko.


Okazuje się, że oprócz tutejszej waluty spokojnie można za wszytko zapłacić dolarami amerykańskimi. W ogóle nie trzeba wymieniać waluty!



Bo jak za 2 puszki Sprite’a człowiek płaci 8000 to trochę trudno już to przeliczyć. W ogóle wydaje mi się, że tu wszytko kosztuje albo 1 $ albo 5... wiec jak na Kambodżę to chyba dość sporo...

Po nocnym spacerze taka naszła nas dygresja, że Kambodża bardziej przypomina nam Indie niż Tajlandie. Ta sama czerwona ziemia, piasek w powietrzu, asfalt łączony z drogę piaszczystą, śmieci na ziemi... tutaj dużo łatwiej zobaczyć ten dysonans miedzy bogatymi a biednymi...


Za to odczulam taki mały dreszczyk emocji jak sobie uświadomiłam, że jem śniadanie gdzieś w zgubionej miejscowości Siem Reap w Kambodży...


Oczywiście naszym celem podroży tutaj było miasto Angkor Wat, które zostało pochłonięte przez dżungle na kilkaset lat. Odnalazł je po wojnie pewien francuz!!! Pewnie nie spodziewał się, że ten skarb jest takich rozmiarów!



W kwestii technicznej z biletami nie da się ni jak zakombinować - są to bilety ze zdjęciem, bardzo skrupulatnie sprawdzane! Koszt zwiedzania na 1 dzień to 20 $ jeśli chcesz na 2 dni płacisz 40$ i trzeci dzień dostajesz gratis;-) ten karnet można wykorzystać przez cały tydzień. Zdecydowaliśmy, że przylecieliśmy tu dla Angkor Wat to też poświecimy mu cala nasza uwagę!


Angkor można zwiedzać 2 trasami: małą i dużą... na dużą wzięliśmy tuk tuk jutro małe kółko więc weźmiemy rowery.

Jest to zdecydowanie najtańsza wersja dostania się do kompleksu...ale trochę się obawiam bo odległość nie jest taka mała... a temperatura z pewnością nie pomaga...


Najbardziej niesamowite jest to, że nie wiadomo dlaczego to miasto zostało opuszczone...


Zobaczcie jaki mieli naturalny drut kolczasty:


Zasypiam...a jutro dzień rowerowy wiec musze zebrać siły! Dobranoc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz