Varanasi...
Najświętsze miasto w Indiach.
To tutaj śmierć jest chyba najbliżej życia... na początku nie rozumieliśmy tego
tekstu, ale jak spędziliśmy kilka godzin nad Gangesem wszystko zaczęło być
oczywiste.
Wschód słońca nad Gangesem:
Wschód słońca nad Gangesem:
Sercem Varanasi jest
oczywiście Ganges oraz kilku kilometrowe schody wzdłuż rzeki zwane Ghatami.
Ludzie przychodzą tu się kąpać, prać rzeczy, kąpać krowy, przychodzą na
wszelkiego rodzaje ceremonie i oczywiście przynoszą ciała do skremowania.
Wzdłuż gath mamy kolorowe, ale
już dość mocno podniszczone pałace Maharadży, Temple małp, Gangi, Shivy i
wszelkich możliwych bóstw.
Są również dwie Ghaty gdzie pali się ciała. Można się temu przyglądać, nie można robić zdjęć. Na początku obawiałam się wchodzenia w tą intymną strefę z buciorami... Czułam się nieswojo i nie wiedziałam jak balansować na tej ciężkiej czerwonej linii... Okazało się to bardziej naturalne niż by się wydawać mogło. Oni po prostu robią swoje, nie zwracają uwagi na obce ciekawskie oczy.
Może tylko ci z mafii zauważają
twoją obecność i próbują cię naciągnąć, a to na zakup drewna dla ludzi z
hospicjum, albo na wejście na taras widokowy etc.
Słońce przypiekało nasze
twarze, zbliżaliśmy się do głównej ghaty krematoryjnej. W powietrzu unosił się
specyficzny zapach. Obeszliśmy wszystkich naciągaczy i przedzierając się przez sterty
drewna znaleźliśmy miejsce gdzie byli Hindusi i nikt nas już nie zaczepiał. Mogliśmy
poczuć ciepło od ognia trawiącego 15 ułożonych stosów na raz...
Kiedy rodzina przywiezie
kogoś bliskiego, przez pół miasta niesie zwłoki na bambusowych noszach,
przykryte złotymi materiałami, krzycząc rytmicznie coś w rodzaju: ram ram satiahed
( Ram to ich bóg, Niech będzie pochwalony) wrzucając na zwłoki ryż. Kiedy dotrą
już do Gangesu, wchodzą z noszami do wody i zamaczają je, potem czekają na swoją
kolej. Dziewczyna, która właśnie z nami podróżuje pociągiem do Agry nie bardzo
chciała wdrożyć nas w temat. Może sama nie wiedziała jak to wygląda, bo tutaj
już kobiety nie są dopuszczane. Kiedy już ułożą stos, zdejmują z ciała kilka
warstw złotych tkanin i kwiaty, układają ciało i przykrywają drewnianymi palami.
Jedna osoba najprawdopodobniej z rodziny podpala stos, potem smarują jeszcze
stopy oraz głowę jakimś białym smarowidłem, wydedukowaliśmy, że albo to jest
mleczne, albo masło kokosowe, bo bezpańskie psy z chęcią wylizywały plastikowy
pojemnik.
Czas takiego spalania to to
około 3h. Koszt od 3000-6000 rupii. W Varanasi mają również elektryczne
krematorium, gdzie można poddać się kremacji za 600 rupii.
Wieczorem usiedliśmy w
okolicy mniejszej gathy, spędzając tam chyba ze 2h... Wiecie na czym polega ta
bliskość życia i śmierci?
Kozy zjadają kwiaty kupione
pewnie godzinę wcześniej, krowa grzeje się przy cieple bijącym od ognia, psy
grzebią i próbują znaleźć coś, co się nie zwęgliło. Znajdują, zaczyna się
przepychanka, jeden wygrywa...zjada...
Dzieci ciągną jeszcze tlące
się pale drewna, gaszą je świętą wodą, potem próbują owinąć je w rozrzucone
wszędzie złote tkaniny i donieść do domu by mama mogła ugotować jedzenie, albo
żeby się ogrzać, bo przecież teraz tutaj jest zima...
Tutaj tym ludziom nie
towarzyszą emocje, trudno rozróżnić, kto jest pracownikiem, bliskim zmarłego
czy zwyczajnym gapiem...Tylko wczoraj mogłam zobaczyć dwóch synów ukradkiem
ocierających oczy...
Kiedy wróciliśmy do hotelu
poczułam nieodpartą potrzebę zmycia "tego z siebie"... nie podjęłam
ryzyka kąpieli w Gangesie (aczkolwiek widzieliśmy takich skośnookich śmiałków).
Poza tym stare miasto i jego
kręte wąskie uliczki kojarzą mi się z medinami marokańskimi. Wszyscy muszą się
płynnie wyminąć. Przyznam się, że przy przechodzeniu koło krów często wymiękam.
Monsieur dzisiaj biegł za stadem wykapanych byków machając im przed nosem czerwoną
torbą to mu się oberwało po tyłku :-) hi
hi
Cieszę się, że czytacie te
moje notatki, to znaczy, że te zapiski nie idą na marne, a jak napiszecie coś w
komentarzach to już w ogóle jestem szczęśliwa. Pozdrawiamy ciepło!
Czytamy, czytamy - to już taki nawyk, że ja nie wie,, jak to będzie jak wrócicie? Chyba będziecie musieli kontynuować:)
OdpowiedzUsuńAnia, jaki piękny opis. Życie i śmierć, mieszają się w powietrzu... Piękna relacja... Myślę, że doświadczacie, przeżywacie... niesamowite obrazy!
OdpowiedzUsuńCałuję mocno! U nas wielkie zmiany... nowe etapy... wszystko w dobrym kierunku!
a te kłapouche krowy... bardzo się cieszę, że się nie kąpiecie w Gangesie - mogłyby nie pomóc najboleśniejsze szczepionki! w Polsce wiosennie :)
OdpowiedzUsuńbo jak to białe kłapouche na schodach nie krowy to nie wiem...
OdpowiedzUsuńOlu, te kłapouche krowy na schodach to oczywiście kozy:-)
OdpowiedzUsuń37 year-old Database Administrator II Florence Borghese, hailing from Kelowna enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Coloring. Took a trip to St Mary's Cathedral and St Michael's Church at Hildesheim and drives a Ferrari 250 GT SWB Berlinetta Competizione. swietna strona
OdpowiedzUsuń